Tuesday, March 16, 2010

To dzisiaj na tapete bierzemy problem odwieczny, a mianowicie: I want it all and I want it now. Moze nie all, moze nawet nie wszystko na raz, ale tak jeden po drugim zdecydowanie teraz, zaraz. Albowiem zjawia sie taki moment, w krotym nastepuje podjeta decyzja. I od tego momentu nie ma chwili wytchenienia. Jest cel, azumyt obrazy, idziemy do przodu i nie ma mocnych, zadna sila nie powstrzyma, zeby sie palilo, walilo, sypalo piaskiem w oczy - nie, trzeba dopelznac i najlepiej jak najszybciej.

I oto po raz n-ty dobrnelam do momentu kolejnej decyzji. Przeprowadzam sie. Tak, znowu. Nie, nie z Londynu, nie z kontynentu, nie, po prostu z mieszkania do mieszkania. Musze. Zaczynam sie dusic, zaczyna we mnie rosnac ten wlasny pokoj, ktory rosnie do rozmiarow wlasnego mieszkania, wlasnego zamka w drzwiach, wlasnej lazienki, wlasnego czajnika... Jakkolwiek by to trywialnie nie brzmialo, gdyz wiem, ze w porownaniu z niektorymi, to ja tak zwana mloda dupa jestem, ja juz jestem za stara na gry i zabawy towarzyskie pod wspolnym tytulem 'flatshare'. Jak bardzo kocham sie dzielic, mieszkanie chce miec swoje. Nie dam nikomu. Moje herbaty, moje waciki, moje zmywacze do paznokci i moje mleko w lodowce. Sojowe. Light. I od momentu podjecia tej decyzji oczywiscie musze znalezc nowe natychmiast. I mialam jedno, na ktore bylam w stanie powiedziec 'tak' w momencie ogladania, zaplanowanego na dzisiaj o osmej wieczorem, ale ktos mnie wzial i ubiegl i zlozyl depozyt zanim ja nawet zapukalam do drzwi. Placz i zgrzytanie zebami. Bo ja autentycznie musze byc gdzie indziej z poczatkiem kwietnia. 

[...]przyszły mi na myśl gazele: hodowałem gazele w Juby. Wszyscyśmy hodowali tam gazele. [..] Myślimy, że są oswojone. Myślimy, że uchroniliśmy je przed nieznanym smutkiem, który cicho gasi gazele, zmieniając im śmierć w pieszczotę... Ale nadchodzi dzień, kiedy stają wpierając się różkami w ogrodzenie do strony pustyni. Coś je ciągnie jak magnes. Nawet nie wiedzą, że wymykają się człowiekowi. Wypijają mleko, które im przynosi. Pozwalają się jeszcze głaskać, jeszcze czulej wsuwają pyszczek w dłoń... Ale ledwo oswobodzone, już w jakimś radosnym galopie wracają do ażurowej ściany. I jeśli się im nie przeszkodzi, będą tam tkwiły nie usiłując nawet obalić ogrodzenia, ale po prostu stojąc ze spuszczonym łbem, z różkami wspartymi w barierę, i w końcu umrą. Czy to pora godów miłosnych, czy zwykła potrzeba galopu do utraty tchu? Same tego nie wiedzą. Kiedy je schwytano, nie zdążyły jeszcze otworzyć oczu na świat. Nie wiedzą nic o wolności wśród piasków, podobnie jak o woni samca. Ale my jesteśmy znacznie mądrzejśi od gazel. Wiemy czego szukają: przestrzeni, która da im poczucie pełni istnienia. Chcą stać się gazelami i tańczyć taniec gazel. Chcą zaznać pędu ucieczki, tego pędu strzały z prędkością stu trzydziestu kilometrów na godzinę, hamowanego nagłymi podskokami, jak gdyby tu i ówdzie z piasku wytryskiwały płomienie. Mniejsza o szakale, jeśli prawdą gazel jest potrzeba strachu, który je zmusza do przekraczania granic siebie i dobywa z nich taką potęgę skoku! mniejsza o lwa, jeśli prawda gazel wymaga, by umierały w słońcu, rozpłatane jednym ciosem pazurów! Patrzymy na nie i myślimy: zaczął się atak nostalgii. Nostalgia to pragnienie nie wiadomo czego... Przedmiot pragnienia istnieje, nie ma jednak słów, aby go wyrazić.
A. De-Saint Exupery, Ziemia, planeta ludzi

I nie byloby problemu, nie byloby placzu i zgrzytania zebami, gdyby nie moja galopujaca wyobraznia. Od momentu podjecia decyzji jest bardzo niedaleka droga do wyobrazenia sobie efektu. I niestety, moja galopujaca wyobraznia ma rozped gazeli, nic jej nie zatrzyma i juz widze siebie na tym lozku, na tej kanapie, przy tym oknnie. Juz sie wirtualnie pakuje i rozpakowuje, urzadzam, zapraszam na herbatki, juz tam zyje i mam sie dobrze. I kiedy to wszystko roztrzaskuje sie zanim nawet zdazylam zasmakowac, porazka jest o tyle trudniejsza do przelkniecia. 

To samo sie dotyczy spraw Ksiazat wszelakich, Chipsow rowniez. Moja wyobraznia zyje wlasnym zyciem, ktorego postanowilam nie limitowac. Dlatego porazki sa cierpkie, gdyz moja wyobraznia juz zadomowila sobie idee i mnie w tej idei i nie daje sobie przetlumaczyc, ze owszem, w teorii jest idealnie i sielanka i wiemy, ze gdyby tak bylo, bylibysmy w krainie mlekiem i miodem plynaczej i zyli dlugo i szczesliwie. Ale tak nie jest, niestety, przynajmniej nie tym razem, wiec trzeba sobie z fantem rade dac (wprawa robi swoje) i galopowac dalej.

Pytanie, czemu nie moge po prostu olac wyobrazni, zyc z dnia na dzien i przestac snic na jawie. Otoz nie moge. Skrzywienie zawodowe. Jak sie pochlonelo w dziecinstwie tyle ksiazek i tyle scenariuszy, to sie nie da nie myslec scenariuszowo - to raz. Jak sie w mlodosci wyladowalo w klasie humanistyczno-dziennikarskiej i pilowalo warsztat pisarski, to sie nie da tego warsztatu nie pilowac dalej, chociazby w wyobrazni - to dwa. Trzy - jak sie przy okazji szkolilo do olimpiady polonistycznej i przeszlo intensywny kurs interpretacji wiersza, to nie mozna juz zyc bez odwiecznego analizowania metafor, ba, wynajdowania metafor do analizowania, zadawania sobie oslawionego pytania 'co autor mial na mysli?' i walkowania tematu do momentu, w ktorym zostanie obrany z wszelkiego kontekstu, zostana suche slowa, ktore przy najlepszych wiatrach przyniosa jakiekolwiek znaczenie. 

Jednym slowem, jestem skazana na zycie ukryte w slowach. Kiedys sie sama zanalizuje poza granice istnienia, zostana ze mnie literki bez znaczenia. Byle we wlasnym pokoju.


3 comments:

  1. Siostra, Ty to umiesz nasze delikatne rozjebanie delikatnie ująć w słowa. Ale do rzeczy - jedna jest między nami różnica. Ja bym nie mógł mieszkać sam. Mógłbym, jak podpowiada mi wyobraźnia, ale ja bym zeschizował. Oszataniałbym na amen. Nawiedzałyby mnie duchy i mary z horrorów podsyłane przez mój łeb i cierpiałbym na brak towarzystwa. Ja przynajmniej z jedną osobą mieszkać muszę. Mam teraz Gabi, ktoś z mojej planety. Jest bardzo wspaniale. I ja inaczej sobie nie wyobrażam teraz, a wkrótce będę musiał...

    ReplyDelete
  2. Boże, jak ja to świetnie znam, to co w wyobrażeniu to jedno, to co w realu to drugie. Zastanawiałam się nawet czy specjalista jakiś nie jest mi potrzebny, bo przeskakuję z jednego świata do drugiego z płynnością baletnicy.
    Mieszkać tylko samemu, ja mam co prawda rodzinę, ale gdyby nie, to tylko sama, sama!
    Nie wyobrażam sobie współlokatora. kocham własne towarzystwo:)
    Powodzenia w szukaniu mieszkania.

    ReplyDelete
  3. Powodzenie sie przyda, na razie wysyp podejrzanych ogloszen, ale jest swiatelko w tunelu, nie zapeszam, ale jak wyjdzie, to sie Fetysz o tym na wlasnej skorze przekona ;)

    ReplyDelete