Friday, June 18, 2010

Bywaja momenty w zyciu mym, kiedy zachowuje sie jak klasyczna baba. Taka powycinana ze stereotypow, co to spedza za duzo czasu przed lustrem, gada o facetach, tudziez nie wie, co ma z soba zrobic i nie potrafi podjac jednoznacznej decyzji. Przez wieksza czesc czasu klasyczna baba nie jestem, podziekowania dla moich 4 wspollokatorow (dla przypomnienia: chlopcy) i 80% przyjaciol (dla przypomnienia: homoseksualni chlopcy). Ale po raz kolejny nadejszla chwila, w ktorej po prostu spanikowalam na progu duzej zmiany...

Pierwsza panika nastapila, jak mialam nie tak dawno temu zmieniac mieszkanie i juz zakomunikowalam, juz sie pozbieralam mentalnie, a ze miala byc zamiana z przyjacielem, to luz, ale sie zaczelo sypac cos najpierw z jego strony, a potem poszlam przypomniec sobie jak tamto mieszkanie wyglada i... no nie moglam. Dostalam ataku paniki i nie moglam, za bardzo kocham moje duze i wysokie lozko i zadomowiony pokoj, na kotry mnie wciaz nie stac, ale czuje sie w nim bezpiecznie. Zostalam.

A teraz sie troche czuje jak Brat Fetysz z jego planami, ktore nie wyszly, ino z inszej strony. Powiedzialam, ze odejde, zapowiedzialam, ze biore te nowa prace. ALE wygralam cala batalie z systemem, udowodnilam, zem niewinna, przywrocili mnie do pracy i przeniesli do rewelacyjnej lokalizacji, przy czym ta lokalizacja jest tymczasowa, gdyz poniewaz docelowo mam wyladowac za miesiac w Harrod'sie w nowo powstajacym stoisku jako druga z dwoch menadzerek. No i nie ma co, nie wpadlam na to, ze mnie nie przerzucaja byle gdzie, tylko do najbardziej ikonicznego domu mody w Londynie, dajac mi menadzerowanie prawdopodobnie najbardziej prosperujacej filii, z prawdopodobnie najwiekszym rozglosem podczas otwarcia. To chyba znaczy, ze nie dosc, ze udowodnilam uczciwosc, to musialam jeszcze udowodnic swoja wartosc, bo w takie miejsce ne wrzuciliby byle kogo, mogli mnie wyrzucic gdzies na zadupie, a nie do mekki wszystkich fashion victims tego swiata. 

I problem polega na tym, ze ja kocham te robote... Stres jest, owszem, ale oprocz stresu sa dni, ktore nigdy nie sa takie same, sa fenomenalne babki w przymierzalniach, ktore potrafia obdarowac cie takim zaufaniem, ze paraduja przed toba w samych stringach i ufaja ci bezgranicznie, ze wiesz, co dla nich najlepsze i jak to zaprezentowac. I to zaufanie jest jak MasterCard - bezcenne. Ta pewnosc siebie, w ktorej masz udzial, bo wiadomo, ciuchy to nie tylko fatalaszki, to cala machina psycholigiczna, o ktorej probuje napisac pieprzona magisterke i czas mi ucieka przez palce jak szalony i mam ataki paniki srednio dwa razy w tygodniu, ze mi sie nie uda... To caly visual merchandising, gdzie mozesz kanalizowac swoj pedantyzm i tworzyc troche wystroju wnetrza. No i nie ma opcji, kocham i nie chce opuszczac.

Poza tym chcialam, zeby bylo nudno i wciaz chce. Mam dosc przygodnosci mojego zycia. Jedno, co lubie w nim przygodne obecnie, to raz na jakis czas seks, ale to tez niekoniecznie, niekiedy ten przygodny zamienilabym na bardziej regularny, ale wtedy zazwyczaj sie, oczywiscie, nie da, bo po co, wiec nie ma bolu, niech zostanie przygodny, zwiazek, dom i dobrodziejstwo inwentarza jakos mi sie w moj horyzont myslowy chwilowo nie wpasowuja. A tutaj znowu by byla kolejna zmiana po kolejnych 6 miesiacach zapierdalania jak samochodzik, ktore musialabym teraz odrzucic na bok i zaczac zapierdalac na rzecz czegos, czego nie jestem pewna. I mialam to przedziwne uczucie, kiedy mojej bylej niedoszlej szefowej powiedzialam "tak", ze cos jest nie tak, jak byc powinno. Ze sie trzese i probowalam sobie wmowic, ze to z ekscytacji. Ale prawdziwa euforia nastapila, jak powiedzialam dzisiaj mojej starej pracy "zostaje".Dostalam powera, bananu na twarzy i wrocila mi chec do zycia.

Poza tym wierzymy w znaki. Dzisiaj rano wstalam wczesniej, zeby zapisac na pen drivie wypowiedzenie i gdzies po drodze w kafejce internetowej je wydrukowac. Kolo pracy nie ma. Kolo stacji metra nie ma. Kolo stacji przesiadkowej nie ma. Poza tym moja Central Line miala severe delays, bo cos sie gdzies spierdolilo, wiec jeszcze lepiej... Wiec ide do pieprzonych hindusow nieopodal i na pierwszym kompie nie ma worda, na drugim mi pen drive nie wchodzi, a na trzecim go nie rozpoznaje. Czas ucieka, ja nie tylko musze wypowiedzenie wydrukowac, ale i je zaniesc do pracy na czas, ktorego zaczyna brakowac. Wiec inna linia, z tych, ktore chodza jakby chcialy, ale nie mogly i dotarlam na miejsce dokladnie 2 minuty przed czasem. Wiec lecialam ze lzami w oczach pod haslem "kurwa, nawet pracy nie mam jak rzucic". No i nie rzucilam, zostaje.

1 comment:

  1. Wspaniale. Nie wiem dlaczego, ale ta notka podoba mi się szczególnie. Pozdrowienia ze słonecznego Poznania.

    Hm, tak sobie myślę, że trzeba zorganizować jakieś pakowanie walizki i poznać Panią i odwiedzić w legendarnym Harrod'sie:)

    ReplyDelete