Tuesday, May 19, 2009

Panie, obdarz go zdolnością układania zdań długich, których linia, jak zwykle od oddechu do oddechu, wydaje się linią rozpiętą jak wiszące mosty, jak tęcza, alfa i omega oceanu...

Wydawało mi się, że się oswoiłam. Po przejściach dramatycznych, testach nieprzewidzianych, było dobrze, euforycznie, pozytywnie i hej do przodu. Potem wyjechałam, miałam mały odwyk, podtrzymywany jedynie smsami, i wróciłam. Spotkanie było punktem pierwszym programu. Miał mnie zabrać do domu (i zabrał), miałam nawet poznać mamę (w sumie poznałam), miałam się cieszyć jak dziecko - i coś mi nagle opadło. Włączył mi się znowu Pimpuś Sadełko, którego w dzieciństwie słuchałam masochistycznie - "Och jak mi źle, okrutnie źle, przyjedź mamusiu i zabierz mnie" - według przekazów historycznych w tym momencie zawsze wyłam jak bóbr, a mimo to co wieczór musiałam posłuchać jeszcze raz (to wiele tłumaczy).

W obecnej sytuacji niekoniecznie chciałabym, żeby mnie zabierała mamusia, bardziej ten Z Samochodem, który zaparkował w mojej głowie niestety chyba z abonamentem bezterminowym. I przeżyliśmy w pewnym momencie (kluczowym dla historii obecnej) uroczo przez niego nazwany headfuck, polegający na szczerości do bólu. Myślał, że to on mnie łamie, że to ja nie mogę się pozbierać po jego grze, ale oczywiście finalnie to ja byłam górą, bo nie dość, że zagrałam ze swoich nut, to jeszcze dołożyłam do niego zmianę statusu na 'in a relationship' i sprawiłam, że znowu zaczął jęczeć pod moje dyktando. Ten mecz chwilowo nie zakończył się wygraną, wciąż mamy remis. Punkt dla mnie, że jest postęp. Już nie musiałam ukrywać łez, musiałam jedynie ukrywać myśli, że to ktoś inny jest obok.

Swoją drogą to zadziwiające, jak wiele może dzielić facetów w tym samym wieku (aczkolwiek Z Samochodem jest oficjalnie jesynie 'old', mimo to celujemy w circa 30). Obaj mają pierwiastek dziecięcy, jednak ulokowany w zupełnie innych miejscach. Ten Z Samochodem ma samochody, potwierdzając tym samym, że mężczyźni są dzieciakami całe życie, tylko im się zabawki zmieniają. Poza tym ma normalną, pełnoetatową pracę, skończył fancy studia, mieszka w fancy szeregowcu (z dwójką braci), po męsku chleje na umór z kumplami etc. Ten drugi (który powinien być pierwszym, jako, że uzyskał status bojfrenda) niby też chleje, ale nie aż tak na umów, bardziej na zabawę, pomyka w fancy ciuszkach, jako, że jest modelem, grafikiem, muzykiem i pracuje part time w handlu. Mieszka chwilowo z mamą (co się ma niebawem zmienić) niekoniecznie w fancy domku, ale w fancy East Endzie, nie bawi się zabawkami, ale jak zaczyna mówić, to wolę, żeby przechodził do innych czynności.

W sumie o to się rozbiła jedna z krakowskich weekendowych rozmów nad kuflem piwa (żeby nie było, że pisze to naczelna abstynentka, bynajmniej, dorównuję im obu). Facet najwyraźniej nie powinien być po to, by z nim rozprawiać o Lacanie, Baudrillardzie i dekonsytukcji. Ten wyższy poziom abstrakcji, który się z nim osiąga, powinien dotyczyć pluszaków lub inych, równie oderwanych od rzeczywistości tematów. I próbuję się na to przestawić, co mi wychodzi mocno średnio, albowiem jak ma wychodzić, kiedy jestem po 5 i pół roku singlowania i rozprawiania o dekonstrukcjach etc, z mężczyznami jak najbardziej. Problem tylko taki, że podczas tego 5 i pół rozprawy te nigdy nie łączyły się z tymi, jakże uroczo eufemistycznie nazwanymi przeze mnie innymi czynnościami. Te czynności, jak już zaczęły ponownie występować, to jak najbardziej oddzielnie od rozpraw (aczkolwiek nie raz i nie dwa z żalem). I do idei połączenia tych dwóch sfer tęskno mi panie, że tak powiem, jak cholera. I pewnie dlatego ten Z Samochodem parkuje bezkarnie podczac, gdy próbuję cieszyć się opcją z gatunku 'daj mu szansę', a jak nie wyjdzie, to przecież świat się nie skończy, ba, nowy się zacznie. A że apetyt rośnie w miarę jedzenia, to nie tyle, że się o biedaka boję, bo się nie boję (to mnie powstrzymywało, a skoro się poddałam, to znaczy, że mamy do czynienia z elementem autoterapii). Tylko jestem świadoma, że będzie kolejnym skrzywdzonym na mojej liście. Sam chciał - dał mi sznur pereł, a perły według przesądów przynoszą płacz.

I tym oto sposobem, po dlugim milczeniu, dobranocka wróciła. Oby na dobre.

No comments:

Post a Comment