Wednesday, February 25, 2009

Wyjątkowo wcześnie - jestem padniętym trupkiem na radosnej drodze ku zmianom - na lepsze. Czuję się dorośle po zbóju, podpisałam pierwszy brytyjski kontrakt mieszkaniowy, taki prawdziwy, przez agencję, czyli kupa kasy, ale na razie pracę mam, więc się nie martwię. Ale nie ukrywam, że jak zmiany, to pełną gębą, a zatem poszukiwania nowej pracy uważam za uroczyście rozpoczęte i obiecujące, aczkolwiek bez overexcitementu, gdyż ponieważ wolę się nie nastawiać, bo wiadomo, jak się nastawię za bardzo uwentualne kuku będzie miało siłę odpowiednio proporcjonalnie większą.

Plan działania w skali tygodnia ma formę odliczania:
day 1 - Wednesday - 11:00 rozmowa w agencji recruitingowej; 17:00 rozmowa w agencji mieszkaniowej - odhaczone, obie pozytywnie
day 2 - Friday - Ultimate Power, starym zwyczajem rodem z dyskotek szkolnych (nota bene adekwatnie do repertuaru) nadzieja na motyle w brzuchu za sprawą Księcia z Samochodem, który tę nadzieję dzisiaj był zabił stwierdzeniem, że on w sumie sam nie wie, czy mu się chce - cóż, nie można mieć wszystkiego (kto to powiedział?! jest u mnie na celowniku)
day 3 - Sunday - 1st of March, wiosna, zmiany, nowe życie w nowym mieszkaniu z nowymi współlokatorami, zapowiada się dobrze bardzo
Teraz jak na to patrzę to widzę, że odliczanie powinno być w drugą stronę, 3, 2, 1. No to zmieniamy status, żeby nie było.

A generalnie chciałam dzisiaj pociągnąć poniekąd temat Księcia z Samochodem, ale z innej zupełnie perspektywy. Albowiem zauważam pewną prawidłowość. Brytyjscy mężczyźni dzielą się na tych, co to po jednej nocy, tudzież po jednej nieudanej nocy znikają bez wieści, oraz na tych, co to trzymają się ze swoimi kumplami. Łączy ich jedno: obie rasy piją na potęgę, czym tłumaczą, oczywiście, wszystko. Rasa druga wyróżnia się tym, iż co chwilę podkreśla kolejnego kaca, wręcz oznajmia go z dumą (albo radośnie oznajmia brak kaca, co po pewnym czasie faktycznie zyskuje rangę wydarzenia). I tak, jak rasa numer jeden kontunuuje znikanie po jednorazowych akcjach (do którego można się bezboleśnie przyzwyczaić porzucając wszelką nadzieję jako ta, która w to wchodzi), tak rasa numer dwa kontynuuje narzekanie na budzenie się samotnie.

Tak zwany mały problem. Rasa numer dwa owszem, budzi się samotnie w swoich wielkich łóżkach, ale nie oszukujmy się - nie robi absolutnie nic, by stan rzeczy zmienić. Wręcz przeciwnie, jak ma okazję, albo cień potencjalnej okazji, jak na przykład pójście na imprezę, na którą jest zapraszana przez nie jedną, a dwie samice, obie niczego sobie, woli iść na kolejny pub crawl z kumplami, bo akurat wypadają 27 urodziny jednego z nich. Po przedłożeniu kumpli i piwa nad radosne pląsy z radosnymi samicami, rasa numer dwa narzeka, że pub crawl w sumie nie był crawlem, bo się zakończył w jednym miejscu, a kumple kumpla wcale nie byli fajni i generalnie wieczór był do dupy. Mimo to nadal narzeka, że seks to się od jakiegoś czasu śni jedynie, no i single, no i budzenie się samotnie, i tak dalej, i tym podobne... I jeszcze oznajmia, że już nie ma nastroju na piątkowe Ultimate Power.

To tylko podkreśla zapętlenie się w sytuacji pt. gonimy króliczka, którego złapać nie ma opcji. Żeby nie było za miło i za przyjemnie.

No comments:

Post a Comment